Ile osób cieszy się z nocy spędzonej w szpitalu? Na pewno zaliczam się do niewielu. Jednak pomijając powód dla którego tam wylądowałam to ta noc przyniosła swego rodzaju ukojenie. Co prawda trochę zajęło mi rozpracowanie wyłącznika światła ale kiedy nastał upragniony mrok i cisza, poczułam spokój. Dopiero rano zdałam sobie sprawę, że byłam zupełnie nieprzygotowana do pobytu w szpitalu. Mogłam posłuchać siostry… ale przecież wiedziałam lepiej. Ostatecznie jakoś się ogarnęłam. Na szczęście w łazience był żel do mycia i papierowe ręczniki a niedługo potem przyszedł Marcin z resztą potrzebnych rzeczy.

Wkrótce po śniadaniu miła pani zabrała mnie na ekg a po powrocie do pokoju czekał na mnie lunch. Jak zwykle włączyła nam się głupawka w oczekiwaniu na lekarza. Było wesoło. Jakoś około 14 przyszedł jeden z lekarzy. Obejrzał ranę po operacji i tu uwaga…przez przezroczysty opatrunek. Stwierdził, że wszystko wygląda dobrze i operacja też przebiegła pomyślnie. Poza małym epizodem kiedy to prawie odleciałam ale po podaniu magnezu serce się uspokoiło. Tak więc magnez ponownie okazał się winowajcą pobytu w szpitalu. Resztę informacji miałam się dowiedzieć na wizycie kontrolnej za dwa tygodnie. Super…pomyślałam.

Ogólnie czułam się dobrze. Znieczulenie wciąż działało i miało niby ustąpić na 6 dzień po operacji. Przedziwnie było się dotykać i nic nie czuć. Zakres ruchowy miałam lekko ograniczony albo tak mi się zdawało i wszystko było w mojej głowie. Równie dziwny wydawał mi się zakaz zdejmowania opatrunku. Był wodoodporny i mogłam spokojnie brać prysznic ale o ile sam się nie odklei miałam go nie ruszać. Kiedy pytałam pielęgniarki jak to możliwe odpowiedziała, że był zakładany w sterylnych warunkach i nie powinno nic się dziać. Ostatecznie zaczął odchodzić po 9 dniach więc go wymieniłam. Rana rzeczywiście pięknie się zabliźniła.

Jeszcze na początku leczenia, kiedy w planach była mastektomia, Martusia uszyła mi poduszkę w kształcie serca. Dowiedziałam się o nich oczywiście na grupie amazonek i od razu wysłałam wzór ze strony fundacji (ogólnie dostępny) siostrze. Szczerze mówiąc okazały się równie przydatne po operacji oszczędzającej. Także ostatecznie dobrze, że je miałam. Pogoda była przepiękna i upały dawały mi się we znaki a do tego uroki menopauzy. Jednak nie zamierzałam siedzieć w domu. Prawie codziennie wychodziłyśmy na spacerki. Dwa tygodnie zleciały w mig i ani się obejrzałam byliśmy ponownie w drodze do szpitala.

19 lipca miałam się dowiedzieć co dalej… czy rak naprawdę zniknął. Tego dnia w poczekalni jak zwykle było dużo ludzi. Wiele młodszych kobiet. 8 miesięcy temu byłam jedną z nich. Oczekiwałam na diagnozę. Patrzyłam na ich piękne włosy i twarze. Widziałam w ich oczach przerażenie kiedy na mnie spoglądały, przecież byłam łysa. W poczekalni była również starsza pani z mężem i córką, Mary. Poznałam ją pod koniec swojej chemioterapii i często rozmawiałyśmy w oczekiwaniu na wlew. W końcu pielęgniarka zaprosiła mnie do gabinetu a po chwili weszła lekarka.
Mam dla ciebie same dobre wiadomości-zaczęła Ruth- w usuniętym guzie, tkance i 5 węzłach chłonnych, nie znaleźliśmy żadnych komórek rakowych. Pełna odpowiedź na chemioterapię
Popłakałam się, ale tym razem ze szczęścia.
Hormonoterapia nie będzie konieczna ale ze względu na rodzaj raka i stopień zaawansowania czeka cię jeszcze radioterapia- dodała
Z jednej strony poczułam ulgę. Zupełnie jakby ktoś zdjął ze mnie ogromny ciężar. Jednak z drugiej strony wciąż się bałam. Wychodząc z gabinetu uściskałam pielęgniarkę. W poczekalni wciąż czekała Mary. Przekazałam jej dobre wieści a ta mnie objęła. Nad niektórymi emocjami nie da się zapanować. Lekarka kazała świętować dlatego po drodze do domu zahaczyliśmy o sklep. Kupiliśmy tort i alkohol. Jakby nie było rodziłam się na nowo.
Published by