Raka nie widać

Raka na ulicy nie widać. Dlaczego? Bo każdy chce wyglądać normalnie. Tylko co to właściwie znaczy. Ludzie, zwłaszcza w Polsce, nie lubią inności. Kobiety, nie wiedzieć czemu, czują się wciąż niewystarczające. Niewystarczająco piękna, młoda, szczupła, popularna, kochana itd. Kiedy przychodzi choroba nie dziwo, że nie potrafią zaakceptować zachodzących w ich ciele zmian. Zakłada się więc peruki, robi makijaże, nosi protezy albo nie wychodzi się z domu. Od kobiet oczekuje się, że każda zrobi sobie rekonstrukcję piersi. No bo jak to tak…baba bez cycek?

Co was kurwa obchodzą czyjeś piersi. Cycki nie definiują nas jako kobiety. Nic bardziej mnie nie wkurzało i dalej wkurza niż cholerne komentarze na temat biustu. Jakby to była jedyna rzecz o którą martwi się chora kobieta. Myślę, że gdyby nie presja otoczenia i dzisiejszego świata, więcej kobiet rezygnowałoby z udawania. Przecież to sama wygoda. Kiedy pewnym było, że czeka mnie mastektomia, prawie bez przerwy słyszałam: zrobisz se nowe, albo będziesz mieć teraz piękne sterczące. Jak mówiłam, że nie chce sztucznych słyszałam: jak to? Musisz se zrobić.. teraz tak gadasz… jak ty będziesz wyglądać? Jak ty na plaże wyjdziesz? Normalnie kurwa! Sorry, że przeklinam ale serio denerwuje takie gadanie. Czy ludzie w ogóle zdają sobie sprawę, że nowe piękne piersi to też jest operacja i ryzyko powikłań? Ja nie przejmuje się tym co myślą inni, ale jest wiele kobiet, które takie gadanie wbija w ziemie. Bo mąż mnie nie zechce, bo będą na mnie patrzeć, bo nikt mnie nie pokocha. Przestań! Jesteś kimś więcej niż tylko ładną kobietą. Wiecie kto najbardziej boi się utraty urody? Ci co nie mają nic poza nią do zaoferowania światu.

Kolejna rzecz to włosy. Choć to dla mnie dziwne, to właśnie utrata włosów jest najczęstszą przyczyną wylanych łez. To nie ręka albo noga, odrosną. Serio nie widzę potrzeby aby na każdym kroku chwalić mi kolejny milimetr odrastających włosów. To robota natury, sama ich nie wyciskam. Powiem więcej. Bycie łysym to wolność. Nie wyobrażam sobie golenia i układania fryzury codziennie podczas chemii. To był jeden problem mniej z głowy. Jedyny minus to zimno. Jakie miałam wielkie zdziwienie, kiedy poczułam wiatr na swej łysej pałce w zamkniętym pomieszczeniu. Czekałam na cieplejsze dni aby móc w końcu chodzić bez czapki. Dostałam perukę na receptę i jest całkiem ładna ale wyszłam w niej raz…i zdjęłam w połowie spaceru. Było mi po prostu za gorąco.

Tak więc po co udawać? Piękno to coś więcej niż cycki i włosy. Jesteśmy wojowniczkami. Nie walczymy z rakiem jako takim ale walczymy z całym bagnem, które niesie ze sobą leczenie. To wewnętrzna walka by żyć… wstać, ubrać się, zjeść…uśmiechnąć się gdy umierasz z bólu i niemocy. To co widać na zewnątrz to tylko wierzchołek góry lodowej. Demony w twej głowie zostawiają często większe szkody. Po co dodatkowo wpędzać się w kompleksy. Czy żołnierz wstydzi się swoich blizn? Nie.

Może gdyby chorzy przestali się ukrywać, ludzie zauważyliby jak często rak występuje. Może widząc łysą głowę albo kobietę bez piersi ktoś pójdzie się zbadać. Nie denerwuję się gdy słyszę jak ktoś o mnie mówi, zobacz ona ma chyba raka. Tak, mam, ale żyję bo badam się regularnie. Jesteśmy tylko ludźmi. To oczywiste, że obserwujemy ludzi innych od nas. Zamień swoją chorobę w lekcje dla tych co myślą, że ich to nigdy nie spotka.

Pamiętaj aby to co robisz nie ograniczało Ciebie. Bądź wolna i szczęśliwa na własnych warunkach. Ci co na prawdę kochają, zostaną.

Published by

Malwina Arcisz

Moja walka z rakiem. Ujarana życiem pragnę zarażać pozytywną energią. Mimo bólu, łez i strachu odnalazłam sporo miejsca na szczęście. 14 grudnia 2018 usłyszałam diagnozę: nowotwór złośliwy, potrójnie ujemny rak piersi z przerzutami do węzłów chłonnych, stadium 3. Odsłaniam przed Tobą skrawek swojej duszy, pokazuje prawdziwe oblicze choroby a może nawet przemycę trochę wiedzy medycznej. To moje doświadczenia i sposób radzenia sobie z rakiem i procesem leczenia (chemioterapia, operacja, radioterapia), plus szczypta humoru i apetytu na życie. Rak to nie wyrok! Szczęście to wybór.

11 myśli w temacie “Raka nie widać

  1. Jak kobieta po stracie piersi,oraz walką z rakiem może nie chcieć zrobić sztucznych i bez wstydu wyjść na plaże.
    To bardzo prosta odpowiedz.
    Z duma i uśmiechem na twarzy,gdyż tylko właśnie ta kobieta potrafi docenić życie i każdą minutę codziennego dnia,którego nazywamy często szarym i monotonnym,to wlasnie ta kobieta która walczyła i cierpiała po wyjściu na plaże nie powinna być krytykowana tylko nagrodzona uśmiechem i okładkami z wygraną bitwę o życie.

    Polubienie

  2. Jak kobieta po stracie piersi,oraz walką z rakiem może nie chcieć zrobić sztucznych i bez wstydu wyjść na plaże.
    To bardzo prosta odpowiedz.
    Z duma i uśmiechem na twarzy,gdyż tylko właśnie ta kobieta potrafi docenić życie i każdą minutę codziennego dnia,którego nazywamy często szarym i monotonnym,to wlasnie ta kobieta która walczyła i cierpiała po wyjściu na plaże nie powinna być krytykowana tylko nagrodzona uśmiechem i oklaskami z wygraną bitwę o życie.

    Polubione przez 1 osoba

  3. bardzo madrze napisane, podobaja mi sie bardzo twoje przemyslenia i sa podobne do moich:D troche mnie to kosztowalo, ale wrzucilam zdjecie profilowe na facebooku z lysina. Trzeba sie pokazywac.

    Polubione przez 1 osoba

  4. Z tego co widzę, u wszystkich to wygląda tak samo. Nie miałam świadomości, że to co przeżyłam, dla innych Amazonek jest dokładnie taką samą oczywistością. Nie trzymałam się z dziewczynami z leczenia, wolałam spędzać czas ze zdrowymi, nie skupiać się na raku, czułam, że one mnie w nim przytrzymają, że głową zostanę w szpitalu, więc nie miałam możliwości wymiany wrażeń i opinii. Teraz przeczytałam całego Twojego bloga i jedyne, co pomyślałam, to „no tak. Tak właśnie jest”. Ale to jest, nomen omen, miła świadomość, że jednak nie tylko w mojej głowie tak jest na temat raka. Moi dawni znajomi mieli etap „ratowania mnie”, kiedy już po leczeniu odkryłam, że chcę robić WSZYSTKO. Myśleli, że oszalałam, że mi odbiło od nadmiaru problemów. Nie było propozycji, której bym odmówiła, bo chciałam sprawdzić każdą opcję w życiu, w końcu nadal nie wiem, czy nie zostało mi go mniej niż innym. Zmieniłam się całkowicie z poważnej, dorosłej osoby w dziecko poznające świat, nastolatkę buntującą się przeciwko dawnej sobie i jednocześnie pierwszy raz pewną swojej atrakcyjności kobietę. I w ogóle nie żałuję. Wolę siebie teraz. Właściwie nie wiem, jak mogłam kiedyś żyć inaczej. Nawet podobam się sobie bardziej bez jednej piersi. Czuję w jakiś sposób, że wypełniła się moja historia, która miała się wypełnić, i teraz to już się nie ma czego bać, bo karty już są odkryte. Fakt, czasem czuję się niepełnowartościowa w kontekście związków, ale nigdy przez to, że nie mam piersi – to nie gra żadnej roli w jakimkolwiek kontekście, po prostu jest częścią mnie – po prostu mam wrażenie, że nie mogę komuś zaoferować siebie jako produktu, bo nie zagwarantuje mu ochrony przed dalekosiężnymi konsekwencjami mojego raka. Kiedy choruje się w podeszlym wieku, w pewnym sensie jest to naturalne. Kiedy mając lat 25, problemem nie jest choroba, tylko wszystko co po niej – bo zostało całe życie, a w głowie kosmos, przewartościowanie, ataki paniki… pierwszy rok po zakończeniu leczenia ledwo pamiętam, to było jak zawieszenie całego życia, odłożenie na półkę, bo przecież – po co coś robić, skoro nie wiadomo, czy jednak szlag mnie zaraz nie trafi? Kompletna czeluść. Teraz jest ok, minęły już prawie dwa lata, a ja zaprojektowałam swoje życie od nowa. Jest dużo lepsze niż kiedykolwiek było. Pełne dobrych ludzi i radosne. Teraz się cieszę, że miałam raka, bo nic mnie tak nie rozwinęło wewnętrznie. Kryzysy uczą.
    W kwestii rekonstrukcji – nie zdecydowałam się na nią, bo wiedziałam, że będę mieć radio, i nie chciałam „opalać” silikonu, po co zostać ze sztuczną piersią z oparzeniem i w innym kolorze niż druga 😛 I w sumie już dwa lata żyje w myśl zasady go flat, nigdy się tego nie wstydziłam, wręcz przeciwnie, bardzo chętnie oswajam innych z tym widokiem. Mam termin rekonstrukcji (na za dwa lata, ale to akurat dobrze) i zastanawiam się, czy w ogóle ją zrobić. Jestem dumna ze swoich blizn. Podobam się sobie jako Amazonka bardziej, moje ciało nabrało charakteru, historii, wartości symbolicznej. No ale z drugiej strony cycki za darmo to cycki za darmo, nie każdy ma okazję zrobić sobie implanty na NFZ, więc trochę korci 😀 Dlatego dobrze, że jest kupa czasu.
    Wiesz co jest najśmieszniejsze? Żaden męzczyzna, który widział mnie w całej okazałości, żadna koleżanka, która chciała zobaczyć bliznę, nikt nie uważał, że to coś okropnego. Zawsze budziła zainteresowanie i pewien rodzaj nabożnego traktowania, tak jakby chcieli powiedzieć „o, stara, to tu, tu jest Twoj portal do transcendencji” (co w sumie jest prawdą). Jedyną osobą, która powiedziała „taka ładna młoda kobieta, a nie zrobiła rekonstrukcji, kto to widział!” była pielęgniarka onkologiczna, do której przyszłam na USG blizny… I jak tu mieć za złe kobietom udawanie, kiedy słyszą histeriozę na temat wyglądu od osób, którym rak powinien spowszednieć. Ja powiedziałam jej tylko, że sztuczne cycki przeszkadzają, kiedy się trenuje boks, bo „wie pani, jak już życie zdecydowało, że mam być fighterką, to postanowiłam w to pójść”. Jestem już za daleko w samoświadomości, żeby takie komentarze mnie wytrąciły z równowagi i zgody z samą sobą. Zwyczajnie za stara jestem na takie zagrywki. Ale szkoda kobiet, które usłyszą takie rzeczy nie mając tej siły…
    A co do boksu – w Polsce lekarze mówią, że po usunięciu węzłów chłonnych nie należy ręki za bardzo używać… W ogóle najlepiej się położyć i czekać na śmierć, jak już się tego raka przeżyło. Więc z przekory, będąc zupełnie niesportową osobą, zaczęłam trenować – aqua aerobik, potem siłownia, aż w końcu boks, a teraz tajski boks. I wiesz co? Nie ma nic lepszego. Zaczynałam od etapu, w którym ręką po stronie operowanej nie umiałam otworzyć drzwi. Płakałam z bezradności, że jestem młoda, a niesamodzielna. W tym roku byłam na obozie sportowym, gdzie przez tydzień, trzy razy dziennie się naparzaliśmy , i było super. Także polecam, zapraszam.
    W sumie nie ma żadnego clue tego komentarza. Tak po prostu Ci chciałam pokazać to, co Ty pokazałaś mnie – jesteśmy w tym wszystkie w ten sam sposób.
    Trzymaj się i walcz, pamiętaj o sobie w tej całej sytuacji. Spora szansa, że dzięki chorobie pokochasz się bardziej, mimo, że to własne ciało zdradziło. Wszystko jest po coś.
    A partnerowi powiedz ode mnie, że jest prawdziwym mężczyzną. Ciężej jest patrzeć, jak ktoś choruje, chorowanie jest proste, po prostu wiesz, że musisz walczyć. Masz zadanie. Brak wpływu na sytuację jest absolutnie destrukcyjny dla osoby, która jest obok. Niech sobie odpuści, niech się nie trzyma na siłę, musi to tak samo przeżyć jak Ty, bo to jest też jego trauma. Potrzebuje takiej samej opieki.
    Trzymam za Was kciuki, kochajcie się i bierzcie z życia wszystko, co dobre, bo to jest najważniejsze 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Uwielbiam takie babki jak Ty! Myślałam, że tylko ja jestem dziwna kochając się bardziej teraz. To prawda rak mnie wiele nauczył i wiem ze to była poprostu moja lekcja życia. Kiedyś wiecznie coś w sobie nie akceptowałam, a teraz uwielbiam siebie. Z bliznami i roztępami itd. Ja zamierzam wrócić do ciężarów bo uwielbiam żelastwo. To, że uprawiasz boks dodatkowo napawa mnoe optymizmem😁 Pozdrawiam!

      Polubienie

      1. Dokładnie tak jest, teraz śmiać mi się chce z moich niegdysiejszych kompleksów, i to nie w kontekście, że teraz nie mam piersi, tylko tego, że kogo one w ogóle obchodzą 😀 Smutny wniosek z moim boksem jest taki, że słuchanie lekarzy nie zawsze jest dobrym pomysłem. Z ciężarami, przynajmniej u mnie, jest gorzej, bo zakwasy -> obrzęk limfatyczny, także trzeba baardzo pilnować, żeby to były lifty w uniesieniu rąk i żeby nie przegiąć z natężeniem ćwiczeń, pamiętać o drenażu itd. Boks to jednak kardio, więc pompa mięśniowa zmniejsza obrzęk , nie powiększa. I kwestia go flat to niestety nie jest wyłącznie sprawa estetyczna, bark się rotuje i obojczyk obniża, także trenując trzeba baaardzo pilnować symetrii, bo te mięśnie go muszą utrzymać. Ja akurat nie mam mięśnia piersiowego, więc przy większości ćwiczeń nadrabiam innymi mięśniami. Przede wszystkim rozciąganie i rozluźnianie, dobrze jest znaleźć ogarniętego fizjoterapeutę., ale ręka już zawsze ma tendencje do przykurczania się, jak się za dużo czasu ominie treningi. No i początki są ciężkie, bo chemia obniża napięcie mięśniowe i wydolność serca, hormony onkologiczne podtrzymują „menopauzę”, więc dochodzą uderzenia gorąca, także aqua aerobik na start – jak złoto. Nie chce straszyć, bo to jest wszystko do przejścia, po prostu na początku jest się trochę emeryckim 😛 A pamiętam, jak sama zaczynałam z aktywnością fizyczną i byłam w absolutnej histerii, że mi nie wolno i zrobię sobie krzywdę, jednocześnie czując w duchu, że wiem co robię i co jest dla mnie dobre, ale jeśli mogę Ci ułatwić ten start, żebyś nie musiała eksperymentować jak ja na żywym organiźmie, to właśnie to robię. Nie wiem, jak w Irlandii, ale w Polsce Amazonki robią raczej nic, zaleca się spacery i basta, a szukając usprawiedliwienia dla boksu dokopałam się do Amazonskiego stowarzyszenia bokserskiego w Stanach , więc jest to przepaść jakościowa, jeśli chodzi o aktywizację po chorobie. Ciężko jest też znaleźć jakiekolwiek info jak w ogóle zacząć.

        Polubienie

      2. Oj fakt czuje sie jak starsza pani z ta kondycja😂😂 najgorsze, ze mam uszkodzone nerwy w nogach i rekach po chemii ale sie nie poddaje, tyle ile moge zrobie. Wiem, ze na wszystko trzeba czasu ale wiesz jak to jest kiedy poczujesz przyplyw energii, chcialoby sie wszystko a potem cierp cialo. Jak chodzi o lekarzy to masz racje, wiekszosc zakazuje wszystkiego a info faktycznie malo w necie…Moja onkolog na szczescie jest bardzo za aktywnoscia fizyczna i sama mi powiedziala, ze zamiast sprzatac mieszkanie albo gotowac to mam wyjsc z domu i sie ruszac 😄 Na poczatek tez wspominala o basenie ale musze poczekac bo za chwile radio zaczynam.

        Polubienie

  5. Wiem doskonale, chociaż dla mnie chemia była etapem jakiegoś absolutnego szału, pobyłam na zwolnieniu dwa tygodnie, a potem złożyłam wniosek o skrócenie miesięcznego l4 i wróciłam do pracy. Zaraz po mastektomii robiłam remont i przeprowadzkę, bo rozstałam się z partnerem i nie chciałam tego przeciągam, a z rozpoczęciem radio zmieniłam pracę. To było jakieś szaleństwo kompletne z obecnej perspektywy, ale potrzebowałam coś robić, najlepiej dużo. Ale fakt – na czerwonej miałam tabletki, po których nie miałam większości skutków ubocznych, a na paklitakselu Tramal, bo miałam wrażenie, że urodzę kręgosłup (na Tramalu jest się strasznie miłym, miękkim człowiekiem, więc w pracy wszyscy byli zachwyceni, biorąc pod uwagę moją ówczesną reprezentatywną funkcję :D).
    Zapytaj swojego lekarza o leki neuroprotekcyjne i neuroregeneracyjne, przez chorobę nauczyłam się, że trzeba sobie wszystko samemu wygooglać, a potem męczyć specjalistów (tak, raka też sobie wygooglałam, a co powiedziała ginekolog? „Niemożliwe, jesteś za młoda, kto się leczy z Googla?”… No ja.) Gdybym nie sprawdziła, nigdy nie ogarnęłabym, że można w Polsce ogarnąć zabezpieczenie płodności częściowo na NFZ – wyobraź sobie, że żadna z kobiet, z którymi się leczyłam, jak wynika z rozmów w trakcie chemii, nie została o tym poinformowana i nie załatwiła tego ostatecznie, a sporo było takich w okolicach 30… Także polecam cisnąć lekarza, nawet jak jest mega dobrym specjalistą, bo często nawet nie pomyślą zwyczajnie o takich dodatkowych rzeczach.
    Radio Ci szybko zleci, może nawet nie odczujesz, a potem rozwiniesz skrzydła. Życzę Ci z całego serca, żeby skończyło się tak, jak u mnie – zdrowienie jest w głowie, a tam masz ewidentnie dobrze ustawione 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz